Nasz czas spędzony z lokalnym przewodnikiem Charlsem był niezwykle magiczny i intensywny w każdej chwili. Gorąco polecam tego czowieka. W drodze nie tylko bedzie wam przewodnikiem podróży przez tereny geograficzne, nauczy was bezpiecznego poruszania sie w dziczy oraz przybliży lokalną flore i faune ale także wzbogaci tę droge o podroż duchową. Mt Abu to nazwa rozległego masywu górskiego z najwyższym wierzchołkiem mierzącym 1722 mnpm. Jest to też nazwa miasteczka górskiego gdzie zaczeliśmy naszą podróż. Miasteczko położone jest nad malowniczym jeziorem. Panuje tu nieco znośniejszy, chłodniejszy niz na nizinach klimat dlatego też miejsce to jest popularna baza wypadową dla hindusów. MNiej popularną wśród turystów zagranicznych. Główna ulica miasteczka to troche jak takie hinduskie krupówki. CIężko tu też znależć nocleg zwłaszcza w weekend. W dzień przyjazdu powędrowaliśmy z Charlsem wokół jeziora oraz wspieliśmy sie na pobliskie wzgórze gdzie byliśmy świadkami medytacji o zachodze słońca w wykonaniu uczniów pobliskiej szkoły. Sami także spróbowaliśmy naszych sił. NAstępnego dnia powędrowaliśmy przez lasy w stronę wysoko na płaskowyżu położonej wioski. Po drodze odwiedzilismy lokalną szkołe, zjedliśmy obiad ugotowany na gorących kamieniach i ognisku przez nas samych pod nadzorem kucharza Charlsa. O dziwo jak dobrze może smakowac ryż z warzywami i przyprawami i pieczarkami robiony na ognisku na skale. A na deser pieczone banany z czekoladą. Po paru godzinach wędrówki dotarliśmy do rozległego malowniczego płaskowyżu. Ugoszczeni zostaliśmy w wiosne zbudowanej z krowiego łajna. Dodatkowo wszedzie widać było krowie placki w różnym stadium suszenia. Jest to bardzo ważny surowiec nie tylko do budowy ale także jako paliwo energetyczne. Panowaly tu tradycyjne surowe zasady. Poczęstowano nas prostym acz smacznym jedzeniem przyrządzonym z tego co maja na miejscu od zwierząt czy z pola. Sama próbowałam zaparzyc na ognisku tradycyjną chai. Na noc oddano nam jedną chatę w której złożyliśmy głowy na matach rozłożonych na ziemi. BYło o dziwo wygodnie choć po zgaśnieciu ogniska bardzo zimno. Zanim jescze noc nastała odwiedziliśy swiątynie górująca nad wioską. Idąc do tej światyni opowiadano nam o mistycznej istocie tego miejsca i jak ważne jest ono w religii hinduskiej. Po drodze, celem przygotowania na spotkanie w swiątyni medytowaliśmy na skale. W tak wzniosłych nastrojach wkroczylismy do malego zadymionego pomieszczenia. ZApach coś przypominał. … taki słodkawy ziołowy zapach…dodatkowo ta postura…przed swietym posągiem nonszalandzko, wręcz niedbale w typowej posturze błogiego stanu upojenia ziołem siedział pułnagi kolo. Pytam kto to…na to Charls odpowiada: święty człowiek. Pytam dlaczego on swięty? Charls odpowiada z wielkim przejęciem: ten człowiek zaszedł kiedyś do wioski i zapowiedział, że zasiądzie w swiątyni i będzie sie modlił do swiętego za całą wioskę jeśli ludzie z wioski będą go żywić i przynosić zapas marihuany celem lepszego połączenia z bogiem. HMmmm. Patrze na tego swiętego z mistycznym zacięciem wdychajacego kolejny buszek marihuany …..ta fucha mogłaby sie spodobać niektórym. Eh te hinduskie smaczki lokalnego kolorytu.
Nastepnego dnia pożegnaliśmy się z ludzmi z wioski. POranek w wiosce zbudowanej z krowiego łajna był jednak jeszcze bardziej magiczny. Cała okolica o świcie promieniała mistycyzmem. Każda chwila w indiach była piękna ale ta była jedną z bardziej szczególnych. Choc na pewno nie przyczynil sie do tego kolo wdychający marihuanę.
Droga na dól była bardzo stroma. Schodzilismy skrótem. Strome zejśćie nie było wygodne dla każdego. U stóp wzgórza odwiedziliśmy kolejną światynie. JEdną z dosłownie paru, gdzie w jednym miejscu możemy spotkać Wishnu i Shiwe – bóstwa nieprzedstawiane raczej razem. Można rzec, że hindusów dzielimy na wyznawców jednego albo drugiego. Tu wpadliśmy w wir tanczących hindusek. Indie to śmiech, łzy, sakrum i profanum na każdym kroku. To chaos i porządek, wyrzeczenie i nagroda, które się przeplatają w tak naturalny sposób, jakby istniały w sobie zrozumiałej rózwnowadze. I dlatego to właśnie tu możesz zrozumieć: tak jest zbudowany świat. – wiecej o tym w poście o Varanasi obiecuje.
Trochę info:
Transport: Udaipur – Mt Abu – autobus 260 Rp ok 8.00 do 5 godzin
Mt. Abu – Jaisarmel – prywatny bus 13 000 / 8 osób – do 9 godzin
Charles Guide: whats up/tel: +91 9414154854