Miasteczko jest na wskroś turystyczne więc jeśli ktoś nie lubi i nie ma zamiaru korzystać z tego parku rozrywki, przyjazd tu mija się z celem. W miasteczku jest mnóstwo hoteli, agencji turystycznych, restauracji lokalnych i zachodnich. Na markecie można zjeść wyśmienite Llapingachos za 2$. Jest to jajko sadzone z kiełbaską, ryżem, plackami ziemniaczanymi i mnóstwem warzyw oraz połówką avocado. Zapełnia na pół dnia. Do tego wyśmienite soki choć nieco droższe niż w Cuenca. W paru sklepikach można podziwiać wyrób karmelków. Okolica jest pożarta jest przez turystykę. Wokół wzgórza, kaniony i wodospady za których oglądanie często trzeba płacić. Jeśli przyjeżdżasz tu by korzystać z turystycznych atrakcji, to można naprawdę świetnie się zabawić. Zwłaszcza poza sezonem gdy ceny są całkiem przystępne i niższe od tych które widzieliśmy w
Arequipie czy Cusco. Uważajcie jednak bo w wysokim sezonie ceny rosną dwukrotnie. Rowery kosztują 10$ (teraz5) a pokój który mamy za 5$ od osoby w sezonie kosztuje 15$, podobnie z wszelkimi atrakcjami. Do Banos przyjechaliśmy nocnym busem z przesiadką w Ambato i mimo że była 4 rano złapaliśmy busa do Banos od razu i po godzinie byliśmy na miejscu. Na dworcu dostaliśmy ofertę pokoju z wifi; łazienką i tv za 5$ od osoby bez naliczenia dodatkowej nocki bo była przecież 5 rano. Pierwszego dnia mieliśmy tylko pospacerować po okolicy i dowiedzieć się co i jak, ale pojawiła się oferta tzw, canyoningu czyli tego wszystkiego co można robić w kanionach. Tu ogranicza się to głównie do zejść i zjazdów wzdłuż wzburzonych wód wodospadów. Wraz z nami pojechało dwóch Niemców. Na początek zostaliśmy zapakowani na przyczepę i zawiezieni pod wodospad gdzie przebraliśmy się w pianki itp. Po parunastu minutach doszliśmy do pierwszego wodospadu. Po szybkiej instrukcji obsługi liny, zaczęliśmy po kolei schodzić w dół. Nie jest to proste gdy silny strumień wody uderza po twarzy i nogach, które „stoją”
na bardzo śliskiej prawie pionowej ścianie. Jest to przygoda. Pierwszy wodospad miał około 15 metrów; drugi nieco mniejszy, ale o bardziej wzburzonych wodach. Trzecim spłynęliśmy jak po ślizgawce wśród skał a czwarty… Hmm to była 45metrowa przepaść. Dopiero kiedy stanęłam nad krawędzią trzymając kurczowo linę i kazano mi schodzić powoli w dół okazało się że tam nie ma ściany i tylko woda spada sobie swobodnie z ponad czterdziestu metrów. Mówią idź niżej i nim się obejrzałam, zjeżdżałam z wodami wodospadu w dół gdzie zatrzymałam się nieco powyżej wystających z rzeki głazów. To była jazda!! W małej kawiarence przy wodospadach każdy opisywał swoje wrażenia.
Następnego dnia wypożyczyliśmy rowery i wybraliśmy się popularną ruta de la cascadas do Puyo. Po drodze mijaliśmy mnóstwo wodospadów i całkiem malowniczych widoków. Po paru wodospadach mieliśmy już dość i nie za bardzo chciało nam się płacić za zobaczenie kolejnej kaskady. Trasa częściowo prowadzi dość ruchliwą drogą, ale większość wiedzie przez brukowaną ścieżkę turystyczną głównie w dół. Na każdym zakręcie ludzie oferują różne dziwne atrakcje. Jak kilometrowy zjazd na linie w pozycji supermena, czy kolejki linowe nad wodospadami i skoki z mostu. Nie mogłam sobie odmówić tego ostatniego. Wystarczy tylko zanurkować głową w kierunku skał ginących w zburzonej wodzie. Hmmm Dlaczego nie. Kiedy stanęłam na moście, pode mną była ponad czterdziestometrowa przestrzeń. Super. Skok, a później jak na dużej huśtawce. Niby takie nic, a najbliższe godziny fruwałam jeszcze z wrażenia. Banos; Banos!!! Do samego Puyo nie dojechaliśmy, bo jak nam powiedziano, poza Pailon del diablo nic już ciekawego dalej nie ma, więc złapaliśmy bus z powrotem by pojeździć po drugiej stronie miasta. Yeah! Kolejnego dnia spacerowaliśmy po okolicy i ogólnie leniliśmy się, a w najbliższe dni wybieramy się nad laguny i do wiosek pętli Quilotoa
Jedzenie: market: obiady i śniadania od 1,50$ polecam Llapingachos za 2.50$ (myśmy mieli za 2$ w pierwszym stoisku po lewej:) Nie możecie ominąć kanapek w el Capo expres. Pełnowymiarowa bagietka z warzywami, zapieczonym serem, grzybami i szynka!-2$ tutaj także wyśmienite pizze i dobra kawa. W małych kawiarenkach można znaleźć także jedzenie od 1,25$
Droga do Puyo:
Widok z drogi na mirador bellavista
Stożek Tungurahua (5016mnpm)